niedziela, 25 listopada 2012

Gęsina na św. Marcina - króluje w restauracjach do 15 grudnia

W ponad 100 restauracjach w całej Polsce do 15 grudnia można zjeść przyrządzoną na przeróżne sposoby gęsinę. Lokale wyróżnia czerwono-czarne gęsie logo, a serwuje się w nich gęś białą kołudzką - jak wieść gminna niesie ''produkt markowy, oznakowany, delikatesowy o wysokiej jakości i szczególnym charakterze zdrowej żywności, zarówno jeżeli chodzi o mięso, jaki i o tłuszcz''.
Na spotkanie z gęsiną udaliśmy się do katowickiego WunderBaru. Miejsce to znane jest z dobrej, choć nietaniej kuchni, w której smakosze wyróżniają m.in. z pyszną zakręconą kiełbaskę na bawarskiej kapuście czy apfelstrudel z lodami waniliowymi.

W gęsim menu, które sezonowe serwuje WunderBar króluje gęś nadziewana kapustą kiszoną i grzybami lub kaszą gryczaną i gęsimi podrobami. Miła pani kelnerka powiedziała nam, że goście zamawiają ją chętnie w całości dla kilku biesiadników lub po połówce czy ćwiartce.

My zdecydowaliśmy się na kwaśnicę na gęsinie (15 zł). Tak skupiliśmy się na rozmowie i pysznej kwaśnej zupie, że nagle okazało się, iż nie ma co fotografować...
Gdy na stół wjechały pierogi z gęsią wątróbką (21 zł) oraz gęsie wątróbki smażone w maladze z rodzynkami, płatkami migdałów i jabłkiem (33 zł) - udało się zrobić foty :)
Pierogi były pyszne, delikatne. Gęsie wątróbki podano z chałką, którą można było absorbować - trudne słowo ;) - słodki, aromatyczny sos z talerza. Jedno zastrzeżenie, podałabym wątróbkę smażoną w maladze w mniejszym naczyniu, tak by wątróbki mogły być bardziej i dłużej zanurzone w sosie. Na deser zjedliśmy smaczne ciepłe rogale marcińskie (10 zł).
Ten niedzielny obiad to była moja pierwsza randka z gęsiną. Nie znam tego mięsa, nigdy go sama nie przyrządzałam, ale jestem zaciekawiona i na pewno będę wyglądać gęsich specjałów. Podoba mi się, że promuje się polski, regionalny produkt, a w dobrych, znanych restauracjach, które na co dzień odcinają kupony od sprawdzonego menu, pojawia się coś ciekawego i nowego. Czuje się powiew świeżego... coś jak łopot gęsich skrzydeł czy jakoś tak... :)

W Katowicach gęsinę można zjeść w WunderBarze, Zaklętym Czardaszu i Akoladzie. W Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej w Stonehedge, a więcej info na: www.czasnagesine.pl

piątek, 23 listopada 2012

Kuchenne rewolucje w książkę zebrane...

Wydawnictwo ZNAK reklamuje książkę tak: ''Słynna restauratorka prezentuje swoje dotąd niepublikowane przepisy, które zmieniły kulinarne oblicze kraju''. Dyskusyjne, aczkolwiek nie można odmówić programowi pewnej edukacyjnej roli. W ostatnich czasach Polacy nauczyli się m.in. patrzeć podejrzliwie na kilkunastostronnicowe menu czy doceniać regionalne potrawy.
Książka wydana przez Znaku to gratka dla miłośników programu (a przed TV zasiada ich co tydzień 2,5 mln) - szczególnie tych, którzy zasypywali facebookowy profil Magdy Gessler pytaniami o to, jak zrobić słynnego generała kurczaka, pastę wątróbkową czy latające szaszłyki...
Spis treści obejmuje cztery sezony Kuchennych rewolucji. W każdym po kilkanaście przepisów. W książce przypomniano zdjęcia z niektórych odcinków.
Fajny pomysł na prezent dla wielbicieli programu. Tylko ta cena... 54,90 zł za książkę 160 stron. Sporo.

poniedziałek, 19 listopada 2012

''Lalki w ogniu'': do Indii bez różowych okularów turysty

Wyobraźcie sobie pomieszczenie, którego ściany wyłożone są misternie tkanymi kilimami przedstawiającymi sceny z życia codziennego, religijnego, kulturowego, rodzinnego Indii... A teraz wyobraźcie sobie książkę, która potrafi szalenie zajmująco opowiedzieć o każdej z nici z jakich utkano te obrazy... Takie są właśnie ''Lalki w ogniu'' Pauliny Wilk.
Książka niełatwa, szczegółowa, wymagająca, ale fascynująca wnikliwością i surowością. Od chwili wydania w 2011 r. wiele się o niej mówiło, miała bardzo dobre recenzje, ale przyznam, że widząc ją przez wiele tygodni, miesięcy na regale z bestsellerami w Empiku przecierałam oczy, że ''taka'' książka może zyskać uznanie szerokiej publiczności...
W listopadzie ''Lalki w ogniu'' ukazały się w nowej odsłonie. Paulina Wilk połączyła siły z młodym fotografem, blogerem i podróżnikiem Bartem Pogodą i w empikach możemy kupić ''Lalki...'' w wersji ilustrowanej. Świetny pomysł na świąteczny prezent dla podróżników czy miłośników Indii.

Paulina Wilk, Lalki w ogniu, Carta Blanca, 59,90 zł (dostępne w empik), poprzednie wydanie w miękkiej oprawie 34,90 zł.

''Pokłosie'': uważam, że zobaczyć warto...

''Pokłosie'' ani nie jest filmem wybitnym, ani takim, który wstrząśnie Waszym życie i odmieni je na zawsze. Jest za to na pewno filmem wartym obejrzenia - zupełnie nie zważając na tę całą bzdurną nagonkę na niego, Stuhra i Pasikowskiego.
Dla mnie jest to film o poszukiwaniu prawdy. ''Pokłosie'' stawia pytanie: Szukając prawdy - sporo zyskujesz, ale co jeśli ta prawda będzie mocno nie po Twojej myśli i przewróci Ci życie do góry nogami?

Z medialnego szumu wyłowiłam, że ''Pokłosie'' jest filmem antypolskim, prożydowskim itd. Nie będę szerzej komentować tych bzdur. 

Dla mnie jest to przede wszystkim film bardzo uniwersalny, a historia, którą opowiada - mogła się zdarzyć w każdym miejscu na świecie np. na Bałkanach, ale i w Afryce, i na ziemiach obu Ameryk. Po prostu wszędzie tam, gdzie są ludzie - a więc i piękne wzniosłe uczucia jak miłość, przyjaźń, współpraca, ale i chęć ochrony swojego dobra, zazdrość, pokusa łatwego wzbogacenia się.
Poza tym ''Pokłosie'' zwyczajnie dobrze się ogląda. Chwalą Macieja Stuhra, ale mnie bardzo się podobał Ireneusz Czop, który dla mnie jest mieszanką Sama Neila z odrobiną Russella Krówki. Poza tym dobrze zobaczyć na ekranie ciekawą, nieopatrzoną twarz.

piątek, 16 listopada 2012

Grudniowy Twój STYL: inspirujące przepisy Roberta Trzópka na świąteczne dania

Można narzekać, że grudniowy numer Twojego STYLU mamy już w połowie listopada, a do świątecznej atmosfery jeszcze daleko. Z drugiej strony mamy wystarczająco dużo czasu, by przymierzyć się do skorzystania z świątecznych kulinarnych przepisów.
W tym roku o przygotowanie potraw na Boże Narodzenie Twój STYL poprosił Roberta Trzópka, jednego z najlepszych polskich szefów kuchni z warszawskiej restauracji Tamka 43.

Trzópka nie jest znany szerokiej publiczności, nie gotuje w Dzień Dobry TVN i innych śniadaniówkach, ale wierzcie mi autorka bloga restauracyjnego Froblog i współautorka Warsaw Foodie - wymawiając jego nazwisko robi minę, z której można odczytać: ''no wiesz, to jest klasa''.

Wśród przepisów m.in. śledź w oleju lniany, łosoś w sosie maślanym, zupa krem z dyni z cynamonem. Jednak moją szczególną uwagę zwróciły brownie z kawą oraz ciasto marchewkowe z cascarą. 

Tajemnicza cascara to suszone owoce kawy. W przepisie podają, gdzie można je kupić a ciasto i ciasteczka brownie prezentują się świetnie. Grudniowy TS w ogóle pełen jest inspiracji, ale o tym wkrótce.

czwartek, 15 listopada 2012

Zanim wybierzesz się do raju...

Wszyscy jesteśmy turystami, dlatego polecam Wam megaciekawą książkę: „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym”. Książkę ciekawą... co nie znaczy, że łatwą i przyjemną, bo gdy się trzy tygodnie temu wygrzewało kości na egipskim lub tureckim all inclusive niewygodnie się czyta o tym, jak przemysł turystyczny drenuje kolejne wybrzeża, plaże, wyspy.

O tym, że de facto kupujemy tylko ofertę hotelu all inclusive z darmowym alkoholem oraz dostępem do basenu i animacji, a kierunek podróży to już rzecz drugorzędna.

O tym, że sieci hoteli ledwo, ledwo korzystają z lokalnych produktów, płacą grosze pracownikom, za to zostawiają tam tony śmieci i ścieków, niszczą środowisko naturalne, a przy okazji rujnują też miejscową przedsiębiorczość, bo przy all inclusive nikt nie musi się ruszać z hotelu.
Jest też o kupowaniu wszelkiej maści seksu, o snobowaniu się na łażenie po polach minowych, o urywaniu na pamiątkę stalaktytów, których centymetr rośnie całą masę czasu itd.

Jest też mniej sensacyjnie, ale bardzo ciekawie o tym, skąd wzięły się urlop i turystyka, potem przemysł turystyczny, jak wyglądały pierwsze wycieczki i co wspólnego miał z tym Thomas Cook. Bardzo interesująca lektura! Polecam!

''Raj: Miłość''? Nie, trzygwiazdkowe piekło all inclusive

Film Ulricha Seidla ''Raj: Miłość'' tytuł ma lekko mylący, bo to co widzimy na ekranie to dwu-, trzygwiazdkowe piekło all inclusive. Najkrócej o fabule: Teresa, 50-letnia Austriaczka wyjeżdża na wczasy do Kenii, gdzie naśladując inne wczasowiczki, korzysta z usług seksualnych młodych, czarnoskórych mężczyzn.
O seksturystyce kobiet z Europy Zachodniej na egzotycznych wyjazdach już trochę pisano i czytano z wypiekami na twarzy. Podoba mi się, że Seidl odstawił na bok sensację i bez pouczania widza oddał marazm i taniość tego układu.

Zresztą nie trzeba być seksturystą, by poczuć ten klimat. Tak wygląda spora część turystycznego ruchu na kierunkach typu Egipt, Kenia czy Dominikana. Za stosunkowo niewielkie pieniądze przybywamy do sztucznych oaz - hoteli zbudowanych na pustyni i chcemy chłonąć ''egzotyczną atmosferę''. Uczestniczymy w animacjach, oglądamy ''lokalnych artystów'', kupujemy wciskane nam ''wyjątkowe, ręcznie robione wyroby rzemieślnicze''.

Teresa i jej koleżanki przyjeżdżają tam jeszcze po wakacyjną przygodę. Chętnie korzystają z towarzystwa młodych kochanków. Sprzyja temu nie tylko wakacyjny luz, ale również nielimitowane wagą, wiekiem, wyglądem zainteresowanie ich osobami. One mają pieniądze - oni młodość, piękne ciała, seks do zaoferowania. Ale Teresa chce jeszcze czegoś więcej. Romantycznej historii, uczucia, patrzenia w oczy... a czasem zwykłego układu: płace i żądam...

Polecam ''Raj: Miłość'' - najpewniej do znalezienia w kinach studyjnych, ale również bardzo, bardzo dobrą książkę ''Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym'' oraz wywiad z Ulrichem Seidlem, opublikowany w Wysokich Obcasach: ''Seksturystki w obiektywie Ulricha Seidla''.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Wysokie Obcasy o tym, jakie pytania kobiety słyszą najczęściej a jakie wolałyby usłyszeć

''Sama jesteś?'', ''Tęsknisz za nim?'', ''Jezu! Jak ty sobie z tym wszystkim radzisz?!'', ''Masz jakiegoś kochanka?'', ''Co tam słychać u Ciebie?'' - podobnie jak bohaterki tekstu w Wysokich Obcasach, wszyscy mamy pytania na dźwięk których cierpnie nam skóra lub opadają ręce...

Polecam fajny tekst z najnowszych WO o tym, jakie pytania kobiety słyszą najczęściej a jakie wolałyby usłyszeć. Spodobała mi się szczególnie mama trojga dzieci i pisarka, która sama siebie pyta czasem: ''Co tam u ciebie dobrego?''...

czwartek, 8 listopada 2012

Urodzinki Krystynki: ulubione bistro katowiczan świętuje pierwszy rok działalności

W lutym 2012 r. o bistro ''Krystynka wraca z Wiednia'' pisałam tak:
''Bistro & Cafe Krystynka wraca z Wiednia absolutnie nas oczarowało. Bardzo dobrym jedzeniem, bardzo miłą obsługą, bezpretensjonalnością, wdziękiem, atmosferą...
Sporo komplementów, jak na niewielki lokal i zaledwie 7-8 dwuosobowych stolików, jednak naprawdę zasłużonych. Zaczęliśmy od zupy gulaszowej (9 zł), potem sznycel na pół (25 zł) - nie chcieliśmy się objadać, a porcja była spora - oraz po sałatce ziemniaczanej na głowę. Na finał deser: brownie (6 zł) i tort Sachera (9 zł). Do tego dwie kawy. Wszystko świeże, pyszne, aromatyczne. Sacher i gulaszowa (z lanymi kluseczkami, kawałkami mięsa, cudownie rozgrzewająca) - warte dozgonnych powrotów.
Wszystko ogarniała jedna miła dziewczyna, która na końcu podrzuciła nam jeszcze do stolika talerzyk z kilkoma faworkami, bo ''kucharz właśnie usmażył''. Nie było też problemów z świeżą gazetą, gdy chcieliśmy sprawdzić repertuar. W bistro są również aktualne magazyny oraz książki o Wiedniu. Chcemy tam wrócić na śniadanie. W menu m.in. jajecznica, frankfuterki''.
W piątek 9 listopada ''Krystynka'' będzie obchodzić pierwsze urodziny. Na świętowanie zaprasza już od g. 8.30! Tylko w tym dniu Słodkie Duety w promocyjnej cenie 11 zł - ciacho plus kawa lub herbata, sałatka Krystynki - 15 zł, kieliszek wina - 7 zł. Na pewno warto też spróbować gulaszowej i dyniowej, o której krążą już legendy.

Szczegółowy program świętowania pod zakładką Wydarzenia na Facebookowym profilu Krysi.

środa, 7 listopada 2012

Magda Gessler otworzyła restaurację w Katowicach: Dla kogo ta Kryształowa?

Senne, jesienne Katowice ożyły. Nie tylko na ul. Warszawskiej, gdzie na otwarciu Restauracji Kryształowa kłębił się tłum lokalnych VIP-ów, grała górnicza orkiestra, a w oknach migotały świąteczne dekoracje. Otwarciu lokalu Magdy Gessler w centrum miasta towarzyszyło masę emocji.
Mało jest osób obojętnych wobec restauratorki. Albo się ją uwielbia, z zapałem ogląda ''Kuchenne rewolucje'', notuje przepisy i kopiuje pomysły. Albo nienawidzi, wiesza psy, krytykuje, wytyka rozpuszczone włosy w kuchni, kiczowaty styl itd. Już pierwsze doniesienia, że MG przejmie Kryształową rozpaliły umysły katowiczan. Pod każdym artykułem w mediach wrzało.

Nie mniej emocji budzi sam lokal. Kryształowa - najbardziej znana, mówią, że kultowa, elegancka katowicka kawiarnia z prawie 100-letnią historią. W ostatnich dekadach określenie ''kultowa'' miało inny wymiar. Jak napisał mój kolega katowiczanin Marek M.: ''Jeszcze 15 lat temu można tam było przy jednym stoliku zjeść dobre ciasto, kupić dolary, wyrobić nowy paszport i wyjść z panienką;-)''.

Prawda jest taka, że w ostatnich latach nawet, jeśli ktoś słyszał o ''Kryształowej'', to tam nie zaglądał. Straszyły i ponure wnętrze, i ''czar tamtych lat''. W ''Kryształowej'' Magdy Gessler nie został cień po tych klimatach. Wnętrze jest jasne, dominuje kolor orzecha, róże, czerwienie, sporo białego. Lustra, kryształowe żyrandole, lampy i świece wprowadzają dobry klimat. Są piękne hafty, gobeliny, śląskie czepce.

Jak informują zarządzający, restauracja to dwie sale na 50 i 40 miejsc siedzących oraz sala VIP dla około 30 osób. Ustawienie sal pozwala z powodzeniem organizować przyjęcia koktajlowe dla 250 osób lub dla 120 gości z miejscami siedzącymi.

Wystrój restauracji najprościej nazwać ''Gesslerowo-Fukierowym''. Jest dekoracyjnie, strojnie. Na bogato. Można tego nie lubić, można mieć wrażenie przeładowania, ale wnętrza naprawdę są ładne, eleganckie i starannie wykonane. Inna sprawa, że mogą onieśmielać i wielu gości czekać będzie na specjalne okazje zamiast wpadać tam na co dzień.

Kolejne wyzwanie dla gościa ''Kryształowej'' to menu i ceny. Hekele - sałatka ze śledzia bałtyckiego na carpaccio z ziemniaków z jajkiem przepiórczym i sosem maślano-musztardowym kosztuje 18 zł. Galert na chrzanie - 16 zł, Śledzie różne dwa - 22 zł. Pięć razy na temat pierogów, a w nim m.in. nadziewane kaszanką i cynamonem, z gorgonzolą i szpinakiem, kołduny z jagnięciną – 32 zł. Tyle przystawki.

Za sałaty zapłacimy od 28 do 38 zł, zupy kosztują: rosół z kołdunami jagnięcymi z majerankiem – 18 zł, krupnik z gęsimi żołądkami - 14 zł, ale - uwaga! - żurek śląski - 18 zł. Już widzę jak śląskie gospodynie łapią się za głowę, ile by to można za 18 zł żuru uwarzyć! :)

Dania główne to m.in. rolada śląska - 38 zł, połówka kaczki po polsku - 58 zł, sznycel wiedeński - 76 zł, sztufada z dzika - 58 zł, filet z suma szpikowany słoniną na sosie z pieczonej cebuli z karmelem i piwem - 54 zł. Dodatki: warzywa, kluski, buraczki od 8 do 10 zł.

Desery: czekoladowo-pralinkowy krem z malinowym granita - 22 zł, pascha z lodami czekoladowymi - 20 zł, szarlotka na ciepło z kremem waniliowym - 16 zł, Copa Melba: domowe lody waniliowe, soczysta brzoskwinia i beza włoska - 18 zł.

Do ogólnego rachunku doliczane jest 10 proc. serwisu. Szybkie podliczenie: tradycyjny obiad - zupa, drugie danie, deser - będzie kosztować co najmniej 80 zł bez serwisu i napojów. Dla zaokrąglenia 100 zł od osoby, jeśli obejdziemy się bez alkoholu i kawy.

Przyznam, że bardziej niż ceny zdziwiło mnie same menu. Mamy w nim co prawda zapowiadany ukłon w stronę kuchni śląskiej - chociaż nie jest ani głęboki, ani oryginalny (rolada, żurek, hekele). Dziwi natomiast szeroki wachlarz potraw i składników. W menu mamy m.in. krewetki, bliny z kawiorem, foie gras, móżdżek cielęcy, króliczy comber, wędzonego pstrąga, suma, dzika, gicz cielęcą, kaczkę i gęś. Wybór cieszy, ale pytanie o świeżość i jakość tych składników zakładając np., że na suma nie będą walić tłuma...

Hmm, do Kryształowej z pewnością popłynie wiele firmowych/samorządowych/państwowych pieniędzy na wydatki reprezentacyjne, ale by podbić serca mieszkańców Śląska i Zagłębia przy tych cenach restauracja będzie musiała oferować naprawdę dobre, wyjątkowe jedzenie plus przyjazną, ośmielającą obsługę. Czego Kryształowej życzę!

Trzeba pamiętać, że Katowice to nie Warszawa, tu nie ma co liczyć na stały dopływ jednorazowych bogatych klientów czy liczne wycieczki bogatych turystów z zagranicy. Poza tym tzw. ''salony'' u nas niewielkie, mamy co najwyżej na miseczkę a nie dzban śmietanki towarzyskiej - zbiór chętnych do chwalenia się wizytą u Gesslerowej może szybko się wyczerpać.

Warto zatem postawić na miejscowego dobrego klienta i dodatkowo przygotować dla niego krótką fajną kartę z sezonowym menu i przyzwoitymi cenami.

niedziela, 4 listopada 2012

Słynny juror amerykańskiego i włoskiego ''MasterChefa: Nie potraficie gotować makaronu!

W niedzielę wieczorem w ''MasterChef'' znany z surowości, juror amerykańskiej i włoskiej edycji programu - restaurator Joe Bastianich.
W wywiadzie dla Dzień Dobry TVN mówi m.in.: ''Naprawdę nie potraficie gotować makaronu. Gotujecie go za długo. Nie nalewacie do garnka wystarczającej ilości wody, nie solicie. Skąd wzięliście pomysł, żeby dodawać do wody oliwy?!? Ludzie co z wami, to nie pierogi - to pasta''. Potem Joe Bastianich mówi o tym, jak prawidłowo gotować makaron... Polecam krótki, ale ciekawy wywiad ze słynnym jurorem, a wieczorem kolejny odcinek ''MasterChefa''.

piątek, 2 listopada 2012

O odchodzeniu, ale i o tych, którzy zostają oraz o tym, kim jest googluś

W listopadowym ''Zwierciadle'' cała masa fajnego czytania. Miesiąc zadumny i zaduszny jest więc o szczęśliwym odchodzeniu oraz o śmierci bez lęku i żalu. I świetny reportaż o młodych wdowach  niemieszczących się w stereotypie wiecznie umartwionej wdowy. Tytuł ''Wdowa nie skacze na trumnę'' - mówi sam za siebie.
Przeczytać warto również wywiady z Krystyną Jandą i Marcinem Dorocińskim. Katarzyna Montgomery, naczelna Zwierciadła, pisze o Jandzie: ''Gra 300 razy w roku, a widzowie są wciąż jej głodni. Zarówno wspaniałych aktorskich kreacji, jak i jej widzenia świata'', a w pierwszym pytaniu zagaduje aktorkę: ''Jak to jest być dobrem narodowym?''.
Gdy Janda grała Agnieszkę w słynnym ''Człowieku z marmuru'' Marcin Dorociński miał trzy latka. Teraz ma ich 39 i gra w tak dobrych filmach jak ''Rewers'', ''Róża'' czy ''Obława''. ''Masz jakiś klucz, według którego dobierasz role?'' - pyta dziennikarka. ''Kluczem jest zawsze dobry scenariusz'' – odpowiada Dorociński. I to działa.
''Płci męskiej, lat zwykle około 40, niby czuje, że czas mu ucieka, ale jest uparcie wiecznie młody. (...) Nagle odkrywa portale randkowe. Zachwyca go ich mikrokosmos. Może tam fruwać i kontaktować się z licznymi kobietami, które są w matni czasu i sytuacji, co łatwo czyni z nich ofiary. To są najczęściej potem moje klientki. A faceci po trzech tygodniach pływania w otoczeniu tylu samotnych kobiet są już pewni, że każda jest ich, czują się wszechmocni. Nabrali wprawy w uwodzeniu, wiedzą, czego się od nich oczekuje, zwykle posługują się techniką kopiuj wklej...'' - tak seksuolog opisuje nowy gatunek faceta, którego stworzył dostęp do Internetu. O tym, kim jest ''Googluś'' z Krzysztofem Koroną, psychologiem, seksuologiem rozmawia.
W numerze też dodatek ''Piękno w zdrowiu'', a w nim m.in. o długowieczności - mądry profesor przekonuje, że świadomość tego co jemy może nam dołożyć 20 lat życia - przy emeryturach Tuska jak znalazł, żeby w ogóle nacieszyć się życiem po zakończeniu pracy zawodowej. Również o tym komu może pomóc psychodietetyk.