Przydałoby się wietrzenie na półkach z celebrytami, bo ileż można czytać na zmianę o Małgosi Kożuchowskiej, Edycie Górniak, Oli Kwaśniewskiej i Edycie Herbuś... Nowa VIVA usiłuje nas jednak przekonać, że można i sprzedaje swoje najnowsze wydanie okładką z dobrą tancerką, która miała znanego chłopaka. Zdjęcia nawet ładne, ale wywiad...
Potem mamy kolejną reklamę książki - tym razem wywiad rzeka z Włodzimierzem Cimoszewiczem autorstwa Anity Werner. Hmm. Być może jest grupa wielbicieli, która chętnie poczyta o tym, jak to drzewiej bywało i ucieczce do kniei, ale ja od niej nie należę.
Dalej kolejny tekst promocyjny - polsatowski serial ''Przyjaciółki'': ''Tylko u nas o prawdziwej przyjaźni i kulisach serialu opowiadają grające główne role: Anita Sokołowska, Magdalena Stużyńska, Joanna Liszowska i Małgorzata Socha''. Czysty PR i nuda. Podobno serial podbił serca widzów. A mnie się polsatowskie seriale, szczególnie te z ostatnich czasów, z sukcesem jakoś nie kojarzą...
Kropką nad i w tym katalogu promocyjnych rozprawek jest ''Niepokorna księżniczka'' - wywiad Ariadną Gierek-Łapińską, niegdyś synową Edwarda Gierka, znaną i uznaną, szczególnie na Śląsku, okulistką. Wywiad - jakżeby inaczej - jest de facto promocją książki ''Czerwona księżniczka'', co dziwi trochę, bo książka wyszła w maju 2012 r., więc pół roku temu i miała już swój festiwal na różnych łamach.
Mamy więc tekst wyciągnięty z głębokiej szuflady, a w nim m.in. takie rewelacje: VIVA: Było o Pani głośno. Pisano, że wybitną okulistkę niszczy alkohol. A współpracownicy dodawali, że wszechmocna Ariadna Gierek traci kontakt z rzeczywistością!''. Gierek-Łapińska: ''W medycynie alkoholu nigdy nie brakowało, każdy pacjent zostawiał butelkę w dowód wdzięczności. Gdyby wszyscy w tym kraju pili tyle co ja, o Polska byłaby wzorem trzeźwości. Dlaczego Religa, który pił dużo i mocno, jak sam przyznał, ma pomnik, a ja została strącona? Czy dlatego, że jestem kobietą?''.
Tłumaczenie jednego lekarza, że drugi, jeszcze bardziej znany, to dopiero pił... jest żenujące. I tyle.
Niestety znów ''tylko 2,99 zł'' okazało się zbyt dużym wydatkiem w stosunku do jakości. A były czasy, kiedy VIVA czytało się z ciekawością od deski do deski...
czwartek, 25 października 2012
poniedziałek, 22 października 2012
Testowałam nową kawę Jacobsa: rewolucji nie ma, ale może zasmakować
W sympatycznej gościnie miałam okazję wypróbować nową kawę Jacobsa Millicano. Producent reklamuje ją jako rewolucję i zapewnia, że ''każdy kryształek kawy Millicano powstaje z połączenia kawy rozpuszczalnej z bardzo drobno zmielonymi ziarnami kawy'' a ''do zaparzenia kawy Millicano wystarczy gorąca woda. Natychmiast przygotujesz prawdziwą kawę, tylko bez fusów i zbędnego zamieszania''.
Millicano na oko wygląda jak zwykła kawa rozpuszczalna w drobnych kryształkach, ale w już zaparzonej można znaleźć mikrodrobinki prawdziwej kawy. Smak faktycznie jest pełniejszy i mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że najlepszy ze znanych mi rozpuszczalnych kaw.
Z drugiej strony wciąż jest to kawa rozpuszczalna - produkt, który powstaje po zaparzeniu prawdziwej kawy, wysuszeniu jej i poddaniu przemysłowej obróbce. I nie ma się co czarować, rozpuszczalną powinniśmy stosować doraźnie np. w pracy, w podróży - tam, gdzie nie ma możliwości wykonania pełnowartościowej świeżej kawy w dobrym ekspresie czy kafetierze.
Millicano nie jest również najtańsza - np. w Carrefourze puszka 95 gr kosztuje 19,39 zł, 75 gr - 16,36 zł. Podsumowując: rewolucji nie ma, ale Millicano może znaleźć grono wielbicieli...
Millicano na oko wygląda jak zwykła kawa rozpuszczalna w drobnych kryształkach, ale w już zaparzonej można znaleźć mikrodrobinki prawdziwej kawy. Smak faktycznie jest pełniejszy i mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że najlepszy ze znanych mi rozpuszczalnych kaw.
Z drugiej strony wciąż jest to kawa rozpuszczalna - produkt, który powstaje po zaparzeniu prawdziwej kawy, wysuszeniu jej i poddaniu przemysłowej obróbce. I nie ma się co czarować, rozpuszczalną powinniśmy stosować doraźnie np. w pracy, w podróży - tam, gdzie nie ma możliwości wykonania pełnowartościowej świeżej kawy w dobrym ekspresie czy kafetierze.
Millicano nie jest również najtańsza - np. w Carrefourze puszka 95 gr kosztuje 19,39 zł, 75 gr - 16,36 zł. Podsumowując: rewolucji nie ma, ale Millicano może znaleźć grono wielbicieli...
niedziela, 21 października 2012
Umierać ciężko
Nazwisko Dorocińskiego powoli staje się znakiem rozpoznawczym dla tej części polskiego kina, które unika skojarzeń z kacem. Nie inaczej jest w przypadku “Obławy” Marcina Kryształowicza.
Film otwiera mocna scena egzekucji Ślązaka w mundurze Waffen-SS. Nie jest to jednak typowe kino wojenne, a raczej dramat rozgrywający się w czasie wojny. Zresztą, o ile “Róża” rozgrywała się w konkretnym czasie i kontekście historycznym, to tutaj realia wojenne traktowane są dość umownie (choć wiadomo, że akcja dzieje się w Małopolsce, a partyzanci to oddział AK).
Nie jest to zarzut wobec filmu, po prostu pierwsze skrzypce gra tu historia zdrady, inteligetnie rozgrywana z dwóch punktów widzenia. Wpleciono w to losy konkretnych ludzi, ich motywy i konsekwencje czynów. Efekt jest piorunujący i zaskakująco świeży jak na tak kameralne kino.
Na ekranie pozornie nie dzieje się wiele, ale film działa hipnotyzująco. Fabuła jest łamigłówką, którą widz musi złożyć do końca na własną rękę, a bohaterowie tej historii przenoszą ją w zupełnie inny wymiar - niemal metafizyczny. “Obława” to dobry polski film, z kolejną świetną rolą Marcina Dorocińskiego. “Róża” i “Lęk wysokości” to nieliczne polskie filmy, które warto było obejrzeć w tym roku. Koniecznie!
Film otwiera mocna scena egzekucji Ślązaka w mundurze Waffen-SS. Nie jest to jednak typowe kino wojenne, a raczej dramat rozgrywający się w czasie wojny. Zresztą, o ile “Róża” rozgrywała się w konkretnym czasie i kontekście historycznym, to tutaj realia wojenne traktowane są dość umownie (choć wiadomo, że akcja dzieje się w Małopolsce, a partyzanci to oddział AK).
Nie jest to zarzut wobec filmu, po prostu pierwsze skrzypce gra tu historia zdrady, inteligetnie rozgrywana z dwóch punktów widzenia. Wpleciono w to losy konkretnych ludzi, ich motywy i konsekwencje czynów. Efekt jest piorunujący i zaskakująco świeży jak na tak kameralne kino.
Na ekranie pozornie nie dzieje się wiele, ale film działa hipnotyzująco. Fabuła jest łamigłówką, którą widz musi złożyć do końca na własną rękę, a bohaterowie tej historii przenoszą ją w zupełnie inny wymiar - niemal metafizyczny. “Obława” to dobry polski film, z kolejną świetną rolą Marcina Dorocińskiego. “Róża” i “Lęk wysokości” to nieliczne polskie filmy, które warto było obejrzeć w tym roku. Koniecznie!
Ibisz do Najsztuba: nie będę mówił, co u mnie prywatnie słychać
Do środy jeszcze można kupić w kioskach VIVA z Małgosią Sochą na okładce. Mam bardzo sympatyczny odbiór Sochy, ale trochę nie rozpoznaję jej w tej dziewczynie na okładce. Małgosia Socha nie ma takiego biustu ani takiej lwiej grzywy. Wie to każdy, kto widzi ją w TV, filmach, na zdjęciach z imprez. Trzeba jednak przyznać, że na zdjęciach wygląda świetnie i ma - jak to się mówi w tym zepsutym środowisku ;) - ''dobrej jakości ciało''...
Ładnej sesji towarzyszy niestety dość sztampowy tekst - story o tym jak sympatyczną, otwartą i hojną osobą jest Małgosia. Wierzymy, wierzymy, ale przyjemność z lektury tego artykuły taka, jak z czytania etykiety rolady z lukrem, bezą, kremem i bakaliami.
O wiele ciekawszy jest wywiad z Krzysztofem Ibiszem. Rzecz niecodzienna - w sesji zdjęciowej można zobaczyć zmarszczki na twarzy Ibisza. I w ogóle wygląda... na swój wiek. Czy jakoś tak... Ogólnie: po ludzku. Miła odmiana jak się wspomni, to co się z nim działo w ostatnich latach.
Bardzo ciekawie i bez wazeliny rozmawia z nim Piotr Najsztub. Pyta go np. ''(...) jakieś inne trybiki zaskoczyły w Twoim życiu, nie farbujesz włosów, nie masz nagle 18 lat... Coś do Ciebie dotarło?''. A Ibisz mówi m.in. ''I teraz ten kolorowy Krzysiek już nie jest taki kolorowy, bo nie mówi, co u niego prywatnie słychać. Podjąłem decyzję ponad rok temu, że tego nie będę robił. I co jest tą barierą? Moje dzieci, moje związki, które są albo ich nie ma, ale mówić o tym nie chcę''.
Powyższa deklaracja i cały wywiad wart wydania 2,99 zł. W Vivie również: lekko przerażający artykuł o tym, jak zostaje się aprobowaną przez scjentologów kandydatką na dziewczynę Toma Cruise'a – jeszcze trochę i Cruisem będziemy małe dziewczynki straszyć; sesja zdjęciowa Weroniki Rosati upozowanej na Elizabeth Taylor (moim zdaniem - nieudana, chociaż dziewczyna piękna); rzut oka na szafę Kim Kardashian i takie tam.
Ładnej sesji towarzyszy niestety dość sztampowy tekst - story o tym jak sympatyczną, otwartą i hojną osobą jest Małgosia. Wierzymy, wierzymy, ale przyjemność z lektury tego artykuły taka, jak z czytania etykiety rolady z lukrem, bezą, kremem i bakaliami.
O wiele ciekawszy jest wywiad z Krzysztofem Ibiszem. Rzecz niecodzienna - w sesji zdjęciowej można zobaczyć zmarszczki na twarzy Ibisza. I w ogóle wygląda... na swój wiek. Czy jakoś tak... Ogólnie: po ludzku. Miła odmiana jak się wspomni, to co się z nim działo w ostatnich latach.
Bardzo ciekawie i bez wazeliny rozmawia z nim Piotr Najsztub. Pyta go np. ''(...) jakieś inne trybiki zaskoczyły w Twoim życiu, nie farbujesz włosów, nie masz nagle 18 lat... Coś do Ciebie dotarło?''. A Ibisz mówi m.in. ''I teraz ten kolorowy Krzysiek już nie jest taki kolorowy, bo nie mówi, co u niego prywatnie słychać. Podjąłem decyzję ponad rok temu, że tego nie będę robił. I co jest tą barierą? Moje dzieci, moje związki, które są albo ich nie ma, ale mówić o tym nie chcę''.
Powyższa deklaracja i cały wywiad wart wydania 2,99 zł. W Vivie również: lekko przerażający artykuł o tym, jak zostaje się aprobowaną przez scjentologów kandydatką na dziewczynę Toma Cruise'a – jeszcze trochę i Cruisem będziemy małe dziewczynki straszyć; sesja zdjęciowa Weroniki Rosati upozowanej na Elizabeth Taylor (moim zdaniem - nieudana, chociaż dziewczyna piękna); rzut oka na szafę Kim Kardashian i takie tam.
piątek, 19 października 2012
Newsweek, czyli tradycyjna prasa na krawędzi
Koniec świata jakiego znamy nie nadszedł z końcem kalendarza Majów, ale 18 października 2012 roku. Oto wydawca amerykańskiego “Newsweeka” ogłosił, że od stycznia 2013 roku pismo będzie wydawane wyłącznie w wersji elektronicznej. Tym samym przestaje istnieć nie tylko amerykański “Newsweek” w wersji papierowej, ale też amerykańska edycja w ogóle - zastępuje ją wydanie globalne, skierowane do wszystkich "wysoce mobilnych, opiniotwórczych odbiorców, którzy chcą dowiedzieć się więcej o globalnych wydarzeniach w ich skomplikowanym kontekście".
Tina Brown, szefowa “Newsweeka” przyznaje przy tym, że według badań, dla 39 procent Amerykanów głównym źródłem informacji jest internet. Brzmi pięknie, a jak wygląda to w praktyce? Zastanawiające jest, że Brown odnosi się tylko do badań ogólnych, a nie przeprowadzonych wśród obecnych czytelników pisma. Jak widać wydawcy nie obchodzą dotychczasowi czytelnicy, a jedynie młodzi i mobilni odbiorcy treści reklamowych.
“Newsweek” wymierza więc kopniaka całej rzeszy czytelników, którzy nie żyją w Nowym Jorku, nie mają (czy nie chcą mieć) ipada, mają sześćdziesiąt i więcej lat, czy też zwyczajnie cenią sobie przyjemność lektury papierowej prasy. Przekaz jest jasny - to pismo nie jest dla was, nie zależy nam na takich czytelnikach. Jeśli jesteś biedny, nie masz komputera, tabletu, kindla - “Newsweek” nie jest dla ciebie. Smutne, że tak wątpliwą rewolucję rozpoczyna pismo szanowane i poważane na całym świecie, które nie powinno być tylko maszynką do mnożenia pieniędzy, ale też wyznaczać standardy w świecie mediów. “Newsweek” powinien, jak dotychczas, dawać wybór między formą elektroniczną a papierem. Tego oczekują czytelnicy, o czym można przekonać się czytając komentarze pod oświadczeniem wydawcy. Zamiast tego mamy pogoń za przychodami i próbę wykreowania jednego głosu “Newsweeka” na świecie, co w perspektywie czasu doprowadzi do likwidacji edycji narodowych. Na tym jednak nie koniec, bo “Newsweek” znajdzie wkrótce wielu naśladowców, którzy bezrefleksyjnie skopiują ten model biznesowy.
Smutne, że wyobraźnia szefowej “Newsweeka” nie sięga dalej niż kilka lat, które należeć będzie do tabletów. Tina Brown zmienia reguły gry oszukując siebie i czytelnika. Jak długo trwać będzie iluzja, że nowy “Newsweek” jest dalej tytułem prasowym, a nie kolejnym portalem? W nowym, wspaniałym świecie nie ma miejsca na prasę, radio i telewizję - internet ma zastąpić każdą społeczną przestrzeń życia. Nowe reguły gry, nowi konsumenci, nowe media. Ofensywa szulerów już trwa.
Tina Brown, szefowa “Newsweeka” przyznaje przy tym, że według badań, dla 39 procent Amerykanów głównym źródłem informacji jest internet. Brzmi pięknie, a jak wygląda to w praktyce? Zastanawiające jest, że Brown odnosi się tylko do badań ogólnych, a nie przeprowadzonych wśród obecnych czytelników pisma. Jak widać wydawcy nie obchodzą dotychczasowi czytelnicy, a jedynie młodzi i mobilni odbiorcy treści reklamowych.
“Newsweek” wymierza więc kopniaka całej rzeszy czytelników, którzy nie żyją w Nowym Jorku, nie mają (czy nie chcą mieć) ipada, mają sześćdziesiąt i więcej lat, czy też zwyczajnie cenią sobie przyjemność lektury papierowej prasy. Przekaz jest jasny - to pismo nie jest dla was, nie zależy nam na takich czytelnikach. Jeśli jesteś biedny, nie masz komputera, tabletu, kindla - “Newsweek” nie jest dla ciebie. Smutne, że tak wątpliwą rewolucję rozpoczyna pismo szanowane i poważane na całym świecie, które nie powinno być tylko maszynką do mnożenia pieniędzy, ale też wyznaczać standardy w świecie mediów. “Newsweek” powinien, jak dotychczas, dawać wybór między formą elektroniczną a papierem. Tego oczekują czytelnicy, o czym można przekonać się czytając komentarze pod oświadczeniem wydawcy. Zamiast tego mamy pogoń za przychodami i próbę wykreowania jednego głosu “Newsweeka” na świecie, co w perspektywie czasu doprowadzi do likwidacji edycji narodowych. Na tym jednak nie koniec, bo “Newsweek” znajdzie wkrótce wielu naśladowców, którzy bezrefleksyjnie skopiują ten model biznesowy.
Smutne, że wyobraźnia szefowej “Newsweeka” nie sięga dalej niż kilka lat, które należeć będzie do tabletów. Tina Brown zmienia reguły gry oszukując siebie i czytelnika. Jak długo trwać będzie iluzja, że nowy “Newsweek” jest dalej tytułem prasowym, a nie kolejnym portalem? W nowym, wspaniałym świecie nie ma miejsca na prasę, radio i telewizję - internet ma zastąpić każdą społeczną przestrzeń życia. Nowe reguły gry, nowi konsumenci, nowe media. Ofensywa szulerów już trwa.
Koniec papierowego wydania amerykańskiego ''Newsweeka'' - naśladowców będzie przybywać!
W mediach gruchnęła wiadomość, że ostatni papierowy numer amerykańskiego ''Newsweeka'' ukaże się 31 grudnia 2012 r.
Jak podają Wirtualne Media: ''Od 2013 roku miejsce drukowanego tygodnika zajmie serwis internetowy Newsweek Global, który będzie koncentrował się wokół najważniejszych wydarzeń z kraju i ze świata, opatrzonych eksperckim komentarzem i opinią. Dostępny będzie w ramach abonamentu''. Cały artykuł na Wirtualne Media
Ręka do góry, kto się zdziwił, że jak to, że taki tytuł, że tradycja a co czytelnicy itd...
A mnie to w ogóle nie zdziwiło. W maju byłam w Nowym Jorku i widziałam ''jak oni czytają'' :) W pociągu, w którym masa ludzi z pobliskich miasteczek dojeżdża do NY do pracy - 60 proc. czytających miało ipady, 30 proc. laptopy a 10 proc. gazety lub książki na papierze. Podobnie w knajpkach, w parkach, za to w metrze faktycznie bardziej rzucał się w oczy papier, ale w tłoku i pośpiechu być może mniej chętnie wyciąga się ipada. Mnóstwo ludzi za to grzęboli w swoich smartfonach - być może tam przeglądają gazety...
No właśnie, kluczowe słowo ''przeglądają''. Znaczna część z nas nie ma już czasu na czytanie gazet od deski do deski. Często w ogóle nie czasu na czytanie i przelatuje wzrokiem pojedyncze teksty z różnych tygodników, miesięczników w internecie, a stos książek odkłada na wakacje.
Kolejna rzecz - znikają kioski. Na moim osiedlu zniknęło ok. 8-10 kiosków. Obserwuję, że im mniejsza miejscowość tym mniej jest punktów z prasą (dotyczy to również w Europy Zach. i USA), bo dużo mniej kupuje się teraz gazet a w wielu regionach, dla wielu ludzi gazeta jest produktem luksusowym. Można powiedzieć, że aktywni zawodowo mają pieniądze i kupują gazety na stacjach benzynowych czy w centrach handlowych – ale spójrzmy na wyniki sprzedaży gazet: czołowe tygodniki w 38-milionowym kraju sprzedają się w nakładach niewiele ponad 130 tys. każdy.
Ubywa nie tylko kiosków, ale i czytelników, którzy pamiętają/potrzebują/lubią gazety na papierze. Znani mi nastolatkowie na papierze czytają co najwyżej miesięczniki i to przeważnie już mocno wyprofilowane, dotyczące np. ich hobby. Pokolenie ludzi, którzy wychodząc rano do pracy, kupowali w osiedlowym kiosku gazetę i czytali ją w autobusie w drodze do zakładu - jest teraz na emeryturze, a w koncernach medialnych myśli się o ludziach w wieku 20-50 lat.
Zwróćmy uwagę, że obecnie dla osób z tego przedziału wieku: laptop, telefon/smartfon a za chwilę tablet (można je już kupić za 250 zł) - to urządzenia codziennego użytku, więcej - urządzenia bez których nie wyobrażają sobie oni życia. Moim zdaniem, w ślady Newsweeka w najbliższych lata będą szły kolejne tytuły. Być może prasa branżowa, być może takie gazety jak ''Dziennik Gazeta Prawna''.
I na koniec pytanie: skąd dowiedzieliśmy się, że amerykański ''Newsweek'' przestanie wychodzić w wersji papierowej? Odpowiedź: Z internetu. Gdzie możemy dziś przeczytać artykuły i analizy na ten temat? Odpowiedź: W internecie. Gdzie możemy o tym dyskutować, komentować? Odpowiedź: W internecie. Kto z Was, czytających te słowa pójdzie do kiosku/empiku/na stację kupić w poniedziałek ''Newsweeka'', w środę ''Politykę'' czy na początku listopada ''Press'', by przeczytać opiniotwórczy, analityczny tekst na ten temat???
Jak podają Wirtualne Media: ''Od 2013 roku miejsce drukowanego tygodnika zajmie serwis internetowy Newsweek Global, który będzie koncentrował się wokół najważniejszych wydarzeń z kraju i ze świata, opatrzonych eksperckim komentarzem i opinią. Dostępny będzie w ramach abonamentu''. Cały artykuł na Wirtualne Media
A mnie to w ogóle nie zdziwiło. W maju byłam w Nowym Jorku i widziałam ''jak oni czytają'' :) W pociągu, w którym masa ludzi z pobliskich miasteczek dojeżdża do NY do pracy - 60 proc. czytających miało ipady, 30 proc. laptopy a 10 proc. gazety lub książki na papierze. Podobnie w knajpkach, w parkach, za to w metrze faktycznie bardziej rzucał się w oczy papier, ale w tłoku i pośpiechu być może mniej chętnie wyciąga się ipada. Mnóstwo ludzi za to grzęboli w swoich smartfonach - być może tam przeglądają gazety...
No właśnie, kluczowe słowo ''przeglądają''. Znaczna część z nas nie ma już czasu na czytanie gazet od deski do deski. Często w ogóle nie czasu na czytanie i przelatuje wzrokiem pojedyncze teksty z różnych tygodników, miesięczników w internecie, a stos książek odkłada na wakacje.
Kolejna rzecz - znikają kioski. Na moim osiedlu zniknęło ok. 8-10 kiosków. Obserwuję, że im mniejsza miejscowość tym mniej jest punktów z prasą (dotyczy to również w Europy Zach. i USA), bo dużo mniej kupuje się teraz gazet a w wielu regionach, dla wielu ludzi gazeta jest produktem luksusowym. Można powiedzieć, że aktywni zawodowo mają pieniądze i kupują gazety na stacjach benzynowych czy w centrach handlowych – ale spójrzmy na wyniki sprzedaży gazet: czołowe tygodniki w 38-milionowym kraju sprzedają się w nakładach niewiele ponad 130 tys. każdy.
Ubywa nie tylko kiosków, ale i czytelników, którzy pamiętają/potrzebują/lubią gazety na papierze. Znani mi nastolatkowie na papierze czytają co najwyżej miesięczniki i to przeważnie już mocno wyprofilowane, dotyczące np. ich hobby. Pokolenie ludzi, którzy wychodząc rano do pracy, kupowali w osiedlowym kiosku gazetę i czytali ją w autobusie w drodze do zakładu - jest teraz na emeryturze, a w koncernach medialnych myśli się o ludziach w wieku 20-50 lat.
Zwróćmy uwagę, że obecnie dla osób z tego przedziału wieku: laptop, telefon/smartfon a za chwilę tablet (można je już kupić za 250 zł) - to urządzenia codziennego użytku, więcej - urządzenia bez których nie wyobrażają sobie oni życia. Moim zdaniem, w ślady Newsweeka w najbliższych lata będą szły kolejne tytuły. Być może prasa branżowa, być może takie gazety jak ''Dziennik Gazeta Prawna''.
I na koniec pytanie: skąd dowiedzieliśmy się, że amerykański ''Newsweek'' przestanie wychodzić w wersji papierowej? Odpowiedź: Z internetu. Gdzie możemy dziś przeczytać artykuły i analizy na ten temat? Odpowiedź: W internecie. Gdzie możemy o tym dyskutować, komentować? Odpowiedź: W internecie. Kto z Was, czytających te słowa pójdzie do kiosku/empiku/na stację kupić w poniedziałek ''Newsweeka'', w środę ''Politykę'' czy na początku listopada ''Press'', by przeczytać opiniotwórczy, analityczny tekst na ten temat???
środa, 17 października 2012
Do rymu: nowa Gala - dwanaście stron promocji książki Nergala
99 groszy to nieduża kwota, ale całkiem spora za gazetę, która składa się głównie z 12-stronicowej reklamy książki autorstwa Adam Darskiego, wydanej przez wydawnictwo G+J produkujące również tygodnik Gala.
Czytając tę swoistą ulotkę reklamową dotrzemy różnych ''rewelacji'', dla których reprezentatywny będzie cytat: ''W mojej lodówce cały czas obok moich dzieci stoi szklany pojemniczek, w którym trzymam swoją krew''. Długo nie postoi, bo Nergal weźmie ją ze sobą do Moskwy, gdzie ''malarz symbolista, ale też okultysta'' zmiesza ją z farbą i wykorzysta, malując okładkę albumu Behemotha.
Hmm, co się stanie z plemnikami z lodówki czytelnik się nie dowie. Książka Nergala '''Spowiedź heretyka" ma zdradzać wszystkie jego tajemnice, ale jeśli są to takie hity... Mówi się, że Nergal jest świetny w tej muzyce, którą robi, podobno ma fanów na całym świecie. I dobrze, gratulacje, ale po co bez przerwy jarać się tym, co powiedział, czego nie powiedział, co robi w weekendy, a jak to było z Dodą itd?
Mogłoby się wydawać, że dla tych, którzy nie czują Nergala świeży numer Gali jest stracony, ale nie - w sumie mamy w nim jeszcze taki kwiatek, jak relacja z procesu Grażyna Szapołowska kontra Jan Englert w słynnej sprawie niestawienia aktorki do pracy w spektaklu z powodu jurorowania w tym samym czasie w telewizyjnym programie ''Bitwa na głosy''.
Myślę, że stenogramy z przesłuchań świadków można szybko i tanim kosztem przerobić na przebojową farsę. W całym tym rozdmuchanym starciu ''wielka gwiazda, dama, ikona polskiego kina'' versus aktorska trupa i scena Teatru Narodowego, mamy m.in. dramaturgię pod tytułem ''przyjdzie-nie przyjdzie'' - koledzy ze sceny nawet się zakładali (choć jak zadeklarowali przed sądem ''nie było stawki tego zakładu''), a Englert wysłał do Szapołowskiej SMS: ''Bądź rozsądna. Kolega''.
Inny kolega zeznawał: ''(...) ja nawet się ogoliłem, czego zazwyczaj nie robię''. A Szapołowska ''bardzo emocjonalnie zapytała zeznającą Kluźniak: Dominiko! Czy ty brałaś kiedykolwiek udział w telewizyjnym show?!...'' I tak dalej :)
Czytając tę swoistą ulotkę reklamową dotrzemy różnych ''rewelacji'', dla których reprezentatywny będzie cytat: ''W mojej lodówce cały czas obok moich dzieci stoi szklany pojemniczek, w którym trzymam swoją krew''. Długo nie postoi, bo Nergal weźmie ją ze sobą do Moskwy, gdzie ''malarz symbolista, ale też okultysta'' zmiesza ją z farbą i wykorzysta, malując okładkę albumu Behemotha.
Hmm, co się stanie z plemnikami z lodówki czytelnik się nie dowie. Książka Nergala '''Spowiedź heretyka" ma zdradzać wszystkie jego tajemnice, ale jeśli są to takie hity... Mówi się, że Nergal jest świetny w tej muzyce, którą robi, podobno ma fanów na całym świecie. I dobrze, gratulacje, ale po co bez przerwy jarać się tym, co powiedział, czego nie powiedział, co robi w weekendy, a jak to było z Dodą itd?
Mogłoby się wydawać, że dla tych, którzy nie czują Nergala świeży numer Gali jest stracony, ale nie - w sumie mamy w nim jeszcze taki kwiatek, jak relacja z procesu Grażyna Szapołowska kontra Jan Englert w słynnej sprawie niestawienia aktorki do pracy w spektaklu z powodu jurorowania w tym samym czasie w telewizyjnym programie ''Bitwa na głosy''.
Myślę, że stenogramy z przesłuchań świadków można szybko i tanim kosztem przerobić na przebojową farsę. W całym tym rozdmuchanym starciu ''wielka gwiazda, dama, ikona polskiego kina'' versus aktorska trupa i scena Teatru Narodowego, mamy m.in. dramaturgię pod tytułem ''przyjdzie-nie przyjdzie'' - koledzy ze sceny nawet się zakładali (choć jak zadeklarowali przed sądem ''nie było stawki tego zakładu''), a Englert wysłał do Szapołowskiej SMS: ''Bądź rozsądna. Kolega''.
Inny kolega zeznawał: ''(...) ja nawet się ogoliłem, czego zazwyczaj nie robię''. A Szapołowska ''bardzo emocjonalnie zapytała zeznającą Kluźniak: Dominiko! Czy ty brałaś kiedykolwiek udział w telewizyjnym show?!...'' I tak dalej :)
wtorek, 16 października 2012
Legalna kultura może być tańsza: kupujemy książki
Wydawnictwa anglojęzyczne dużo taniej, niż w polskich księgarniach językowych czy Allegro, kupimy na Amazon.co.uk, Amazon.com czy Bookdepository.com (ten ostatni sklep dostarcza wszystkie książki bezpłatnie). Za granicą nie kupimy jednak książek w języku polskim.
Tutaj możemy polegać tylko na rodzimych księgarzach. Godna polecenia jest księgarnia internetowa Selkar.pl, gdzie większość książek znajdziemy bez żadnej promocji w cenach dużo atrakcyjniejszych niż detaliczne. Z księgarni stacjonarnych warto zaglądać do Matrasów - bardzo dużo atrakcyjnych promocji i możliwość uzyskania karty stałego klienta ze zniżką 20 proc. na wszystkie zakupy. Poza tym ciekawe akcje promocyjne prowadzą od czasu do czasu Merlin (trwa właśnie akcja Wirtualne Targi Książki) i Empik (wyprzedaże lub obniżki 20-50 proc.).
Kody rabatowe do Empik.com znajdziemy w newsletterach sklepu, na profilu facebookowym czy mailingu programu lojalnościowego Payback. Działa też dużo księgarni wyprzedażowych, znajdziemy je łatwo szukając przez internetowe porównywarki cen jak Ceneo, Nokaut czy Skąpiec. Ciekawe oferty znajdziemy też na Allegro oraz stronach samych wydawnictw. Wydawnictwo Znak co jakiś czas proponuje promocję, w czasie której ceny wszystkich książek wydawnictwa są obniżone o połowę, a dostawa jest darmowa.
Jak widać nie warto dokonywać zakupów spontanicznie. Jeżeli wychodzimy z salonu Empiku z reklamówką książek czy filmów oznacza to tylko tyle, że nie szanujemy swoich pieniędzy. Jeżeli poświęcimy czas na sprawdzenie cen, to za zawartość tej reklamówki zapłacimy od 20 do 50 proc. mniej.
Rocznie takie oszczędności można liczyć w setkach złotych. Jeżeli mamy smartfona, to warto zainstalować w nim aplikacje takie jak Ceneo czy Allegro, dzięki nim sprawdzimy opłacalność zakupu już w sklepie, przy półce z towarem. Często wystarczy telefonem zeskanować tylko kod kreskowy. Legalna kultura może być więc tańsza, jeśli sami o to zadbamy. Okres świąteczny już wkrótce więc każdy będzie mógł wykorzystać nasze wskazówki w praktyce.
Tutaj możemy polegać tylko na rodzimych księgarzach. Godna polecenia jest księgarnia internetowa Selkar.pl, gdzie większość książek znajdziemy bez żadnej promocji w cenach dużo atrakcyjniejszych niż detaliczne. Z księgarni stacjonarnych warto zaglądać do Matrasów - bardzo dużo atrakcyjnych promocji i możliwość uzyskania karty stałego klienta ze zniżką 20 proc. na wszystkie zakupy. Poza tym ciekawe akcje promocyjne prowadzą od czasu do czasu Merlin (trwa właśnie akcja Wirtualne Targi Książki) i Empik (wyprzedaże lub obniżki 20-50 proc.).
Kody rabatowe do Empik.com znajdziemy w newsletterach sklepu, na profilu facebookowym czy mailingu programu lojalnościowego Payback. Działa też dużo księgarni wyprzedażowych, znajdziemy je łatwo szukając przez internetowe porównywarki cen jak Ceneo, Nokaut czy Skąpiec. Ciekawe oferty znajdziemy też na Allegro oraz stronach samych wydawnictw. Wydawnictwo Znak co jakiś czas proponuje promocję, w czasie której ceny wszystkich książek wydawnictwa są obniżone o połowę, a dostawa jest darmowa.
Jak widać nie warto dokonywać zakupów spontanicznie. Jeżeli wychodzimy z salonu Empiku z reklamówką książek czy filmów oznacza to tylko tyle, że nie szanujemy swoich pieniędzy. Jeżeli poświęcimy czas na sprawdzenie cen, to za zawartość tej reklamówki zapłacimy od 20 do 50 proc. mniej.
Rocznie takie oszczędności można liczyć w setkach złotych. Jeżeli mamy smartfona, to warto zainstalować w nim aplikacje takie jak Ceneo czy Allegro, dzięki nim sprawdzimy opłacalność zakupu już w sklepie, przy półce z towarem. Często wystarczy telefonem zeskanować tylko kod kreskowy. Legalna kultura może być więc tańsza, jeśli sami o to zadbamy. Okres świąteczny już wkrótce więc każdy będzie mógł wykorzystać nasze wskazówki w praktyce.
poniedziałek, 15 października 2012
Legalna kultura może być tańsza: kupujemy filmy na dvd i blu-ray
Kampanie społeczne zachęcają nas do korzystania z „legalnych” źródeł kultury. Idea oczywiście bardzo dobra, ale czy możliwa do realizacji przy rynkowych cenach kultury i zarobkach Europy „B”? Tak, ale wymaga pewnej dyscypliny i przestrzegania prostych zasad świadomego kupowania. Zapomnijmy więc o spontanicznych zakupach w najbliższym Empiku, Merlinie czy Media Markt, a zacznijmy korzystać z promocji sklepów krajowych i zagranicznych, które oferują wysyłkę towarów do Polski.
W przypadku filmów warto sprawdzić wersje językowe wydania dvd/blu-ray i szukamy taniej tego samego wydania za granicą. I tak za niespełna 165 zł kupimy wydanie blu-ray pierwszego sezonu „Gry o Tron” w Amazon.co.uk (darmowa wysyłka do Polski przy każdym zamówieniu powyżej 20 funtów, czyli powyżej 100 zł). To samo wydanie, tylko uboższe edytorsko (plastikowe pudełko w tekturce zamiast digipacka) z oficjalnej polskiej dystrybucji kosztuje ok. 280 zł (279 zł empik.com i merlin.pl, 299 zł Media Markt). Jak widać oszczędzamy w tym przypadku co najmniej 115 zł!
Natomiast w promocji Amazon.co.uk „3 filmy blu-ray za 17 funtów” (działa do grudnia 2012 r.) możemy kupić z polską wersją językową takie filmy jak np. „Ben Hur - wydanie jubileuszowe”, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, „Dawno temu w Ameryce”, „Egzorcysta - wersja reżyserska”, „Amadeusz”, „Robin Hood – Książę złodziei”, „Dragonheart”, „Bodyguard”, „Cobra”, „Obłędny rycerz”, „Na linii ognia”, „U progu sławy”, „Łzy słońca”, „Ultraviolet”, „Stealth”, „Planeta małp”, „Na własną rękę”czy „Rycerz Króla Artura”. Za każdy zestaw trzech filmów zapłacimy niecałe 90 zł (z darmową wysyłką do Polski!). Analogiczny zestaw kupiony w Polsce może kosztować nawet 260 zł, więc oszczędzamy nawet 170 zł!
Więcej filmów i aktualne okazje znajdziemy zawsze na stronie Amazon.co.uk. Do zakupu potrzebujemy jedynie karty płatniczej Mastercard lub Visa, a zakup jest równie bezpieczny i prosty jak w polskich sklepach internetowych. Warto jednak sprawdzić w jakiej walucie rozliczana jest karta płatnicza, by uniknąć podwójnego przewalutowania.
Poza brytyjskim Amazonem, godnymi polecenia są sklepy takie jak Zavvi, 101.cd czy HMV. Warto również szukać też filmów z polską wersją językową na rynkach: niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim i amerykańskim - w każdym z tych krajów działają lokalne filie Amazona (konto klienta zarejestrowane w jednym Amazonie działa we wszystkich pozostałych).
Szukać okazji możemy również na rodzimym rynku. Ciekawe akcje promocyjne znajdziemy zarówno w sklepach internetowych (wyprzedaże w Merlinie, promocje i kody rabatowe Empiku), jak i w marketach (szczególnie Media Markt, Saturn czy Real) czy Allegro.
W przypadku filmów warto sprawdzić wersje językowe wydania dvd/blu-ray i szukamy taniej tego samego wydania za granicą. I tak za niespełna 165 zł kupimy wydanie blu-ray pierwszego sezonu „Gry o Tron” w Amazon.co.uk (darmowa wysyłka do Polski przy każdym zamówieniu powyżej 20 funtów, czyli powyżej 100 zł). To samo wydanie, tylko uboższe edytorsko (plastikowe pudełko w tekturce zamiast digipacka) z oficjalnej polskiej dystrybucji kosztuje ok. 280 zł (279 zł empik.com i merlin.pl, 299 zł Media Markt). Jak widać oszczędzamy w tym przypadku co najmniej 115 zł!
Natomiast w promocji Amazon.co.uk „3 filmy blu-ray za 17 funtów” (działa do grudnia 2012 r.) możemy kupić z polską wersją językową takie filmy jak np. „Ben Hur - wydanie jubileuszowe”, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, „Dawno temu w Ameryce”, „Egzorcysta - wersja reżyserska”, „Amadeusz”, „Robin Hood – Książę złodziei”, „Dragonheart”, „Bodyguard”, „Cobra”, „Obłędny rycerz”, „Na linii ognia”, „U progu sławy”, „Łzy słońca”, „Ultraviolet”, „Stealth”, „Planeta małp”, „Na własną rękę”czy „Rycerz Króla Artura”. Za każdy zestaw trzech filmów zapłacimy niecałe 90 zł (z darmową wysyłką do Polski!). Analogiczny zestaw kupiony w Polsce może kosztować nawet 260 zł, więc oszczędzamy nawet 170 zł!
Więcej filmów i aktualne okazje znajdziemy zawsze na stronie Amazon.co.uk. Do zakupu potrzebujemy jedynie karty płatniczej Mastercard lub Visa, a zakup jest równie bezpieczny i prosty jak w polskich sklepach internetowych. Warto jednak sprawdzić w jakiej walucie rozliczana jest karta płatnicza, by uniknąć podwójnego przewalutowania.
Poza brytyjskim Amazonem, godnymi polecenia są sklepy takie jak Zavvi, 101.cd czy HMV. Warto również szukać też filmów z polską wersją językową na rynkach: niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim i amerykańskim - w każdym z tych krajów działają lokalne filie Amazona (konto klienta zarejestrowane w jednym Amazonie działa we wszystkich pozostałych).
Szukać okazji możemy również na rodzimym rynku. Ciekawe akcje promocyjne znajdziemy zarówno w sklepach internetowych (wyprzedaże w Merlinie, promocje i kody rabatowe Empiku), jak i w marketach (szczególnie Media Markt, Saturn czy Real) czy Allegro.
niedziela, 14 października 2012
Czy chcemy kupować i czytać Harper's Bazaar? Odpowiedź w kioskach od lutego 2013 r.
Twój STYL, Pani, Zwierciadło, Elle, Glamour, In Style, Cosmopolitan... Czy od lutego 2013 r. na półce z luksusowymi kobiecymi miesięcznikami znajdzie się jeszcze miejsce na polską edycję Harper's Baazar? Moim zdaniem nie. Nie wyobrażam sobie, czym magazyn miałby konkurować z takimi zagranicznymi formatami jak Elle czy Glamour, które wrosły w polski rynek i mają się całkiem dobrze. Nie ma szans również z silnymi polskimi markami Panią, TS czy Zwierciadłem.
Hearst-Marquard Publishing jest innego zdania i w ostatnich dniach w nakładzie 30 tys. wypuścił pilotażowy numer polskiej edycji Harper's Bazaar. Numer trafił do przedstawicieli branży prasowej oraz wybranej przez wydawcę grupy czytelników - głównie zamożnych kobiet powyżej 30. roku życia.
Pierwsze opinie są, jeśli nie krytyczne, to bardzo stonowane. Monika Krokiewicz, wydawca pism luksusowych i poradnikowych w Wydawnictwie Bauer, zwraca uwagę, że ''prawie cała zawartość merytoryczna to zdjęcia i podpisy pod nimi, a bardzo niewielki procent stanowią magazynowe teksty do czytania. Właściwie jest ich dwa, no może trzy, jeśli liczyć sylwetkę bohaterki okładkowej, wciśniętą pomiędzy sesje modowe. To bardzo ubogo, gdyby odnieść do magazynów luksusowych w Polsce''.
Bez zachwytów nad HB pozostają też naczelne Pani i Glamour. Więcej: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/branza-harper-s-bazaar-ladnie-wyglada-ale-bedzie-niszowy
W mojej opinii, prawdziwego zamieszania mógłby narobić jedynie prawdziwy prestiż - polska edycja modowej wyroczni jaką jest Vogue. Na to jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać.
W wywiadzie dla wirtualnemedia.pl Agnieszka Doleżych, wydawca pism luksusowych i poradnikowych w G+J Polska, wyjaśniała, że ''Vouge to miejsce dla marek ogólnoświatowych i największych nazwisk modowych. Te marki za pomocą internetu dostępne są już wszędzie, ale na poziomie butików w Polsce - jeszcze nie. Dodatkowym utrudnieniem jest brak przedstawicielstw wystarczającej liczby wysokich marek na naszym rynku''. Przyznaje jednak, że gdyby nie kryzys, w 2012 r. mielibyśmy już polskiego Vogue.
Hearst-Marquard Publishing jest innego zdania i w ostatnich dniach w nakładzie 30 tys. wypuścił pilotażowy numer polskiej edycji Harper's Bazaar. Numer trafił do przedstawicieli branży prasowej oraz wybranej przez wydawcę grupy czytelników - głównie zamożnych kobiet powyżej 30. roku życia.
Pierwsze opinie są, jeśli nie krytyczne, to bardzo stonowane. Monika Krokiewicz, wydawca pism luksusowych i poradnikowych w Wydawnictwie Bauer, zwraca uwagę, że ''prawie cała zawartość merytoryczna to zdjęcia i podpisy pod nimi, a bardzo niewielki procent stanowią magazynowe teksty do czytania. Właściwie jest ich dwa, no może trzy, jeśli liczyć sylwetkę bohaterki okładkowej, wciśniętą pomiędzy sesje modowe. To bardzo ubogo, gdyby odnieść do magazynów luksusowych w Polsce''.
Bez zachwytów nad HB pozostają też naczelne Pani i Glamour. Więcej: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/branza-harper-s-bazaar-ladnie-wyglada-ale-bedzie-niszowy
W mojej opinii, prawdziwego zamieszania mógłby narobić jedynie prawdziwy prestiż - polska edycja modowej wyroczni jaką jest Vogue. Na to jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać.
W wywiadzie dla wirtualnemedia.pl Agnieszka Doleżych, wydawca pism luksusowych i poradnikowych w G+J Polska, wyjaśniała, że ''Vouge to miejsce dla marek ogólnoświatowych i największych nazwisk modowych. Te marki za pomocą internetu dostępne są już wszędzie, ale na poziomie butików w Polsce - jeszcze nie. Dodatkowym utrudnieniem jest brak przedstawicielstw wystarczającej liczby wysokich marek na naszym rynku''. Przyznaje jednak, że gdyby nie kryzys, w 2012 r. mielibyśmy już polskiego Vogue.
sobota, 13 października 2012
Liście jeszcze na drzewach, a w kioskach już listopadowy numer ''Twój STYL''
Tak, tak, mamy 13 października, a w kioskach już listopadowy numer ''Twój STYL'', który... zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Zdarza się, że numer przed grudniowym, świątecznym i wypasionym wydaniem jest taki sobie, zrobiony trochę lewą ręką - ale nie w tym przypadku. Jest co czytać i na co popatrzeć.
Moje polecenia, moja ''Szóstka na 6'' to:
W sekcji wywiady – rozmowy z J. Pochanke, A. Bachledą-Curuś, A. Dąbrowską, D. Masłowską i Zbyszkiem Zamachowskim. Pierwsze dwa można odpuścić, dwa następne przeczytać, żeby być na bieżąco - polecam za to ten ostatni! Po żałosnym medialnym story o miłości Zbyszka i Moniki Richardson, wywiad z Zamachowskim był ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę. Tymczasem Jacek Szmidt, naczelny Twojego Stylu, zrobił z nim bardzo fajną rozmowę. W wywiadzie o rzeczach mniejszych, m.in. o tym, że ZZ mierzy 0,82 Prokopa, srebrnej koronce na zębie, początkach kariery zawodowej, ale i o byciu smutno-wesołym i amaterialnym oraz o tym, co przynoszą wyprawy w morze.
Raport: Polka spłaca kredyt - ręka do góry kto słyszał co najmniej kilka mrożących krew historii o osobach z najbliższego towarzystwa czy znajomych znajomych, którzy spłacają wielkie kredyty, musieli się wyprzedać prawie do zera i że jak coś zostało po małżeństwie to ogromny kredyt itd. Zgadza się, Polacy spłacają odsetki od marzeń. Podobno to charakterystyczne dla społeczeństwa na dorobku - takiego jak nasze. To tyle słowa i slogany. Warto przeczytać, chociaż podobno wcale nie uczymy się błędach...
Za mało miłości - o samotności we dwoje, o mijaniu się w domu, o rozmowach, które są jedynie przekazywaniem informacji organizacyjnych oraz o tym, że warto się skupiać na plusach partnera i byciu dobrym i ciekawym dla siebie. Na podsumowanie: lekcja bliskości made in Maria Rotkiel, psychologa i terapeutki par.
Tajemnice lalki Blythe - przyznam widzę ją pierwszy raz, a pozowała dla Vogue i była m.in. twarzą kolekcji Aleksandra McQueena. Warto dowiedzieć się więcej o fashion lalce i jej fankach z całego świata. Czytaj A w jesiennej modzie rządzą kobalt, zieleń i kratka...
Stop wypaleniu! - Nie mów: ''To tylko praca''. To, co w niej przeżywasz wpływa na całe Twoje życie. O tym, na co mamy/nie mamy wpływu w pracy, o tym, że uprzejmość bywa lekiem na całe zawodowe zło oraz o tym, że zdanie ''Nie lubię pracy'' warto przełożyć na konkrety i opracować plan naprawy.
W dziale kulinaria: coś nie tylko dla ciała, ale moim zdaniem i dla duszy: desery z wanilią - idealne na jesienno-zimową porę. Przepisy m.in. na domowy krem custard, babeczki waniliowe, krem miodowy z anyżem, ciastka z kardamonem i... creme brulee. Co do ostatniego, wydaje mi się, że kto choć raz w życiu miał okazję spróbować tego deseru i łyżeczką rozbić kruchy daszek z karmelizowanego cukru - pozostanie jego fanem. Teraz może go wykonać sam :)
Twój STYL, listopad 2012, 10,90 zł (egzemplarz z kalendarzykiem)
Moje polecenia, moja ''Szóstka na 6'' to:
W sekcji wywiady – rozmowy z J. Pochanke, A. Bachledą-Curuś, A. Dąbrowską, D. Masłowską i Zbyszkiem Zamachowskim. Pierwsze dwa można odpuścić, dwa następne przeczytać, żeby być na bieżąco - polecam za to ten ostatni! Po żałosnym medialnym story o miłości Zbyszka i Moniki Richardson, wywiad z Zamachowskim był ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę. Tymczasem Jacek Szmidt, naczelny Twojego Stylu, zrobił z nim bardzo fajną rozmowę. W wywiadzie o rzeczach mniejszych, m.in. o tym, że ZZ mierzy 0,82 Prokopa, srebrnej koronce na zębie, początkach kariery zawodowej, ale i o byciu smutno-wesołym i amaterialnym oraz o tym, co przynoszą wyprawy w morze.
Raport: Polka spłaca kredyt - ręka do góry kto słyszał co najmniej kilka mrożących krew historii o osobach z najbliższego towarzystwa czy znajomych znajomych, którzy spłacają wielkie kredyty, musieli się wyprzedać prawie do zera i że jak coś zostało po małżeństwie to ogromny kredyt itd. Zgadza się, Polacy spłacają odsetki od marzeń. Podobno to charakterystyczne dla społeczeństwa na dorobku - takiego jak nasze. To tyle słowa i slogany. Warto przeczytać, chociaż podobno wcale nie uczymy się błędach...
Za mało miłości - o samotności we dwoje, o mijaniu się w domu, o rozmowach, które są jedynie przekazywaniem informacji organizacyjnych oraz o tym, że warto się skupiać na plusach partnera i byciu dobrym i ciekawym dla siebie. Na podsumowanie: lekcja bliskości made in Maria Rotkiel, psychologa i terapeutki par.
Tajemnice lalki Blythe - przyznam widzę ją pierwszy raz, a pozowała dla Vogue i była m.in. twarzą kolekcji Aleksandra McQueena. Warto dowiedzieć się więcej o fashion lalce i jej fankach z całego świata. Czytaj A w jesiennej modzie rządzą kobalt, zieleń i kratka...
Stop wypaleniu! - Nie mów: ''To tylko praca''. To, co w niej przeżywasz wpływa na całe Twoje życie. O tym, na co mamy/nie mamy wpływu w pracy, o tym, że uprzejmość bywa lekiem na całe zawodowe zło oraz o tym, że zdanie ''Nie lubię pracy'' warto przełożyć na konkrety i opracować plan naprawy.
W dziale kulinaria: coś nie tylko dla ciała, ale moim zdaniem i dla duszy: desery z wanilią - idealne na jesienno-zimową porę. Przepisy m.in. na domowy krem custard, babeczki waniliowe, krem miodowy z anyżem, ciastka z kardamonem i... creme brulee. Co do ostatniego, wydaje mi się, że kto choć raz w życiu miał okazję spróbować tego deseru i łyżeczką rozbić kruchy daszek z karmelizowanego cukru - pozostanie jego fanem. Teraz może go wykonać sam :)
Twój STYL, listopad 2012, 10,90 zł (egzemplarz z kalendarzykiem)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)








